Pod klubem byłyśmy równo o 20:00 tak jak się umówiłyśmy z chłopakami. Kiedy Harry zobaczył Julie? Zaniemówił. Stał dobre kilka minut w nią wpatrzony. Niall go szturchnął i wtedy się ocknął. Julka zaśmiała się pod nosem. Miałam cichą nadzieję, że może ta impreza pozwoli im w końcu się do siebie bardziej zbliżyć i, że zostaną parą. Weszliśmy do klubu bez problemu. Od samego wejścia czuć było zapach alkoholu, który unosił się w powietrzu przemieszany z potem ludzi, którzy się tam znajdowali. Dosłownie, mieszanka wszystkiego po trochu. Całą piątką podeszliśmy do baru żeby zamówić coś do picia.
- Zatańczysz? - usłyszałam jak Harry prosi Julie do tańca. Dziewczyna się uśmiechnęła chwytając jego rekę i już po chwili zniknęli nam z pola widzenia. Odwróciłam się z powrotem przodem do baru. Po mojej prawej siedziała Megan, a po lewej Niall. Zamówiliśmy po piwie, które po chwili dostaliśmy. Odwróciłam się ponownie tyłem do baru obserwując tańczący tłum. Co chwile popijałam swój napój procentowy. Megan po chwili zniknęła w tłumie z jakimś gościem. Zostałam sama z Niall'em. Wypiłam do końca piwo i wtedy usłyszałam nad moich uchem szept przyjaciela.
- Zatańczysz? - spytał. Spojrzałam na niego delikatnie się uśmiechając i kiwnęłam głową na potwierdzenie, że się zgadzam. Chłopak chwycił mnie za ręke i poprowadził za sobą prawie na środek parkietu. Odwrócił się do mnie przodem i zaczęliśmy tańczyć. Świetnie się z nim bawiłam. Często chodziliśmy wspólnie na imprezy, nawet we dwójkę jak pozostali nie chcieli. Zdarzało się nawet tak, że Niall udawał mojego chłopaka kiedy jacyś napaleni faceci zaczynali mnie obmacywać lub się do mnie dobierać. Byłam wtedy ogromnie wdzięczna, że mam takiego przyjaciela. Zwłaszcza po niemiłym zdarzeniu z przed kilku lat. Bawiliśmy się jak zawsze świetnie. Do domu mojej przyjaciółki wróciłam razem z nią krótko po 4 nad ranem.
*****************************************
Znowu? Powtórzyło się to już trzeci raz w tym tygoniu i on nadal będzie udawał, że to nie prawda? Chciałbym uciec stąd jak najdalej od niego, ale nie moge zostawić mamy. Całkowicie by się załamała. Nie moge patrzec na to jak ona wierzy w każde jego słowo i mu wybacza.
- Luke! Zejdź na dół! - usłyszałem krzyk ojca. Ugghh. Na pewno tam nie zejde, nie ma szans. Niech mnie pocałuje...
- Poczekaj, ja po niego pójde. - usłyszałem słaby głos mamy. Uchyliłem drzwi od swojego pokoju nasłuchując. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale coś mi nie pasowało. Czy ona płakała? Czemu?
- Do jasnej cholery. Lucas złaź tu natychmiast! - ponownie krzyk mojego ojca. Nie odezwałem się.
- Daj mu spokój. Wystarczy, że ja przez to wszystko cierpie. Nie mieszaj go w nasze sprawy.
- Słucham!? Gówniarz musi wiedzieć co się dzieje! - krzyk ojca i kroki po schodach. Zamknąłem szybko drzwi kłądąc się na łózku i założyłem słuchawki włączając muzykę. Po chwili drzwi od mojego pokoju gwałtownie się otworzyły, a w nich ujrzałem wściekłego ojca. Ściągnąłem słuchawki zatrzymując muzykę i spojrzałem na niego niepewnie.
- Coś się stało? - spytałem obojętnie.
- Jesteś bezczelny. Nie słyszałeś jak cię wołam?!- uniósł głos.
- Przepraszam, ale miałem słuchawki na uszach i najzwyczajniej w świecie nie słyszałem. - powiedziałem starając się zabrzmieć jak najbardziej spokojniej.
- Wiesz gdzie mam te twoje przeprosiny? Złaź na dół, musimy porozmawiać. - powiedział i poszedł. Wywróciłem oczami podnosząc się z łóżka i zszedłem na dół do salonu gdzie byli moi rodzice, przestraszyłem się.
- Co ty zrobiłeś mamie?! - krzyknąłem podbiegając do niej. Siedział na fotelu zalana łzami z siniakiem pod okiem.
- Nie takim tonem! - odkrzyknął.
- Nie takim tonem? A jak mam się odzywać do takiego potwora jak ty? W ogóle Cię nie obchodzimy. Albo pracujesz albo chodzisz na dziwki, a mamie kłamiesz, że masz dużo pracy! - krzyknąłem wściekły popychając go. Dostałem z ręki w twarz. Chwyciłem się za policzek patrząc na niego wściekły. W końcu mu wygarnąłem co o nim sądze.
- Jak śmiesz!
- A jak ty śmiesz? Matka przez Ciebie płacze po nocach albo całymi dniami. Stara się być przy mnie uśmiechnieta, ale ja wiem, że to jest tylko maska. Udaje bo nie chce mnie martwić, a sama przechodzi załamanie. Lepiej by było jakbyś wyszedł i nigdy tu nie wrócił!- krzyknąłem.
- Nie zrobie tego. Matka jest moją żoną i mogę robić co zechcę tak samo jak ty jestes moim synem.
- Niee... Nie jesteś moim ojcem, nigdy nim nie byłeś i nie będziesz! - krzyknąłem. Znowu chciał mnie uderzyć, ale tym razem się obroniłem i sam wymierzyłem cios prosto w jego nos. Zaczęliśmy się szarpać. Wpadł w furie, jakby był w amoku. Starałem się go zatrzymać, ale sam byłem porządnie wkurzony. Gdzieś z boku słyszałem szloch mamy, która nas prosiła abyśmy przestali. W końcu jakimś cudem udało jej się nas rozdzielić.
- Wynoś się! - krzyknęła do ojca.
- Ale Margaret...
- Wynoś się, powiedziałam. - podniosła głos. Pierwszy raz widziałem ją taką pewną siebie. Pierwszy raz postawiła się tacie. Wściekły wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Spojrzałem na mamę. Przytuliłem ją mocno do siebie. Kiedy się uspokoiła pobiegłem do swojego pokoju. Co to w ogóle miało być? Nie rozumiem. Jak on mógł? Kiedy troche się uspokoiłem postanowiłem się odstresować. Najpierw jednak wszedłem do łazienki opłukać twarz. Wytarłem ją w ręcznik. Opierając się o zlew spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. "Uderzył ją. Czemu temu nie zapobiegłem?! Jestem już dorosły. Mogłem ja ochronić, w końcu jest moją matką. Nie daruje mu tego. Jeszcze mnie popamięta." - pomyslałem. Przebrałem t-shirt na czarny z logiem jakiegoś zespołem, do kieszeni spodni schowałem co potrzebowałem i wyszedłem z pokoju. Usłyszałem szloch dochodzący z sypialni rodziców. Znowu przez niego płakała. Moja mama, którą skrzywdził mój własny ojciec, a jej mąż. Po raz kolejny. A on? Teraz pewnie siedzi u jednej ze swoich lasek i ją pieprzy. Nie wytrzymam tutaj dłużej. Musze jakoś odreagować. Wybiegłem z domu kierując się do centrum. Pierwsze co wpadło mi w oczy to bar. Wszedłem bez wachania podchodząc do lady przy, której stał barman. Zamówiłem pierwszego drinka i czekałem kiedy będę mógł wlać w siebie procenty i zapomnieć o tym co sie stało kilka chwil wcześniej. Nie wiem jak długo tam siedziałem i ile wypiłem, ale z czasem obraz zaczął mi się zamazywać. Śmiałem się tylko głupio z żartów, które opowiadał barman. A może to nie były żarty tylko byłem tak mocno wstawiony?
***********************************************
Coś się stało. Przecież Luke nigdy się nie spóźnia na próbe. Wręcz przeciwnie, jest o wiele przed czasem. Teraz jednak tak nie jest. Zaczynam sie martwić.
- Nie odbiera. - powiedział Calum próbując już, któryś raz z kolei połączyć się z blondynem.
- Coś jest nie tak. Przecież on nigdy się nie spóźnia. - powiedziałem patrząc na dwójke przyjaciół.
- Może zadzwonić do jego mamy? - zaproponował Michael, a Calum od razu wykonał to o czym mówił ciemnowłosy. Tym razem Mikey miał na głowie czarne włosy z pasemkami. Ale nie ważne teraz jak wyglądają włosy chłopaka. Obserwowałem jak Calum próbuje dodzwonić się do mamy Luke'a.
- Halo, tak. Dzień dobry. Z tej strony Calum. Jest może Luke w domu? - spytał od razu mulat. - Aha, rozumiem... No bo mieliśmy zacząć próbę jakoś 20 minut temu, ale go nadal nie ma więc pomyśleliśmy, że może zapomniał i nadal siedzi w domu... Dobrze, poczekam. - powiedział. - Luke był u siebie w pokoju. Poszła sprawdzić czy nadal tam jest. - zwrócił sie do nas. - Tak, jestem.... Co? Okay, dobrze. Niech pani się nie martwi. My go poszukamy. Być może jest w drodze do nas. Dobrze, jak coś to damy pani znać. Do widzenia. - zakończył rozmowe i spojrzał na nas w lekkim zdziwieniu. - Luke'a nie ma w domu. Zniknął.
- Widzicie, od razu mi się to nie podobało. Musimy go znaleźć. - powiedziałem wstając od perkusji. Chwyciłem klucze od domu i telefon. Wyszliśmy z mojego garażu, który od razu zamknąłem i ruszyliśmy do centrum. Tam się rozdzieliliśmy. Ja ruszyłem w kierunku naszego miejscego Centrum Kultury, Michael ruszył do parku, a Calum na plaże. Szłem przed siebie bez przerwy się rozglądając. Zachodziłem także do restauracji, barów bo nigdy nie wiadomo co wymyślił. Nie wiem co się stało, ale podejrzewam, że ma to związek z jego ojcem. Luke kiedyś mi się zwierzał z tego o co podejrzewa swojego ojca. Nie mówił tego nikomu. Wszystkiego mi też nie chciał powiedzieć, ale mogłem się domyślić, że nienawidzi swojego ojca. Wszedłem do kolejnego baru i od razu go zauważyłem. Ledwo siedział na barowym krześle przy barze. Był całkowicie spity i się uśmiechał. Ooo, to nie wróży nic dobrego. Podszedłem do niego szybko odwracając go do siebie i tym samym powstrzymując od wypicia kolejnej kolejki wódki z jakąś laską, która zdecydowanie chciała tylko jednego.
- Ash. Przyjacielu, siadaj i wypij z nami. - powiedział uśmiechnięty.
- Nie. Ty też już nie będziesz pił, chodź. Wracamy do domu. - powiedziałem pomagając mu wstać.
- Po co? Tutaj się świetnie bawie. - mówił, ale posłusznie ze mną szedł. Wyprowadziłem go przed klub sadzajac go na ławce i wykonałem telefon do Calum'a i Mikey'iego. - Wiesz? Stęskniłem się za Tobą. - powiedział i chciał wstać.
- Siedź. - powiedziałem przytrzymując go za ramię aby się nie podniósł. - Po co Ci to było? Jutro będzie Cię bolał łeb. - powiedziałem troche wściekły.
- No i co? Ale chociaż na troche zapomniałem o tym sukinsynie. - powiedział, a raczej wybełkotał.
- Co? O kim ty mówisz?
- O moim kochanym ojczulku. Uderzył matke. Po za tym ją zdradza, ja to wiem. Mama tak płakała. Uderzył mnie w twarz. Później zaczeliśmy się szarpać. Wybiegł z domu. Kiedy wróciłem do pokoju usłyszałem jak matka płacze w sypialni. Nie obroniłem jej. Znowu cierpi przez niego, a on ma ją gdzieś. Nas ma gdzieś, rozumiesz? Zapłaci mi za wszystko. - mówił bełkocząc. Ledwo co go zrozumiałem. Pod koniec zaczął mu się łamać głos. Skrył twarz w dłoniach. Tak jakby nagle otrzeźwiał. Koło nas pojawił się Calum i Michael.
- Co jest? - spytał Calum widząc przyjaciela.
*********************************************
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do pomieszczenia. Ledwo doszedłem do siebie, a poczułem silny ból głowy. Masakra. Podniosłem się do pozycji siedzącej próbując ogarnąć co się dzieje. Rozejrzałem się po pokoju, ale od razu zauważyłem, że nie jestem u siebie. Co się wczoraj stało? Po chwili wspomnienia zaczęły do mnie wracać. Był ojciec i kolejna awantura. Poszarpaliśmy się. Mamy szloch i ja w barze. Dużo alkoholu. Chyba nie poszedłem z jakąś laską do domu i się z nią nie przespałem, prawda? Chociaż w sumie teraz mam to gdzieś. Na chwile się wyłączyłem z rzeczywistości. Usiadłem na łóżku stawiając nogi na ziemi i sięgnąłem po telefon. Miałem kilkanaście nieodebranych połaczeń od mamy i chłopaków. Wszystko z wczoraj. Pewnie sie o mnie martwili. Szlak. Mieliśmy mieć wczoraj próbe. Całkowicie zapomniałem. Podniosłem się z łóżka i postanowiłem zejść na dół sprawdzić gdzie się tak na prawde znajduje. Zauważyłem, że miałem na sobie ciuchy. Więc nie mogłem być w domu żadnej napalonej laski, z którą mógłbym sie przespać bo raczej z powrotem by mnie nie ubrała, no nie? Powoli schodziłem po schodach trzymając się za głowe. Tak cholernie bolała. Niezły mnie kac złapał. Wszedłem do kuchni i ujrzałem Ash'a. Aha, więc to u niego jestem. Stał do mnie tyłem robiąc coś na blacie. Pewnie śniadanie.
- Siema. - powiedziałem cicho i usiadłem na krześle przy stole.
- O, nasz imprezowicz się obudził. Chłopaki, chodźcie! - krzyknął Ash, a mnie aż coś wstrząsnęło.
- Co się drzesz? Nie możesz troche ciszej? - powiedziałem powoli skrywając głowe w rękach.
- Haha... Trzeba było wypić więcej. - zaśmiał sie Irwin, a w kuchni pojawiła sie dwójka chłopaków, których przed chwilą wołał.
- O, Luke. Kac Gigant już zaatakował, co? - zaśmiał się Michael klepiąc mnie po plecach.
- To nie jest śmieszne. Możecie dać mi jakieś tabletki? Łeb mi pęka. - powiedziałem prostując się. Po chwili otrzymałem szklanke wody i dwie tabletki przeciwbólowe. Od razu je połknąłem pijąc do dna. Miałem strasznego kaca. Chłopcy się nie odzywali tylko mnie obserwowali. Po chwili Ash postawił na stole dużą patelnie jajecznicy, podał talerze, sztućce, chleb, kubki z ciepłą herbatą i usiadł na wolnym miejscu.
- No to smacznego. - powiedział najstarszy z nas i zaczęliśmy jeść. Jadłem powoli. Nie miałem siły na nic. Ochoty z resztą też. Po za tym nie miałem zamiaru wracać do domu. Ojciec pewnie jest teraz i znowu błaga matke o przebaczenie, a ona jak taka naiwna wierzy mu i wybaczy. Nienawidze tego. Nienawidze JEGO. Jedliśmy śniadanie w ciszy gdy nagle odezwał się Calum.
- Powiesz nam co się wczoraj stało, że tak się spiłeś? - spytał, a ja jedynie spojrzałem na niego po chwili wracając wzrokiem do mojego talerza. Nie miałem ochoty opowiadać im o tym jaki jest mój ojciec. Oni mieli normalne rodziny, kochających się nawzajem rodziców. Ich z resztą też rodzice kochali, a ja? Jestem inny. Zawsze tak było. Byłem wyrzutkiem. Gdybym nie poznał tej trójki chłopaków nadal by tak było. Oni jako jedyni mnie rozumieli. Znali mnie jak nikt inny. Mimo to nie chciałem zwierzać im się akurat z tego.
- Wiesz, że możesz nam o wszystkim powiedzieć? Od tego są przyjaciele. - odezwał się Michael.
- Wiem, ale nie mam ochoty na rozmowe. - powiedziałem krótko biorąc łyka ciepłej herbaty. Tabletki zaczynały działać bo ból głowy stawał się po mału słabszy. Podniosłem wzrok i spotkałem się wzrokiem z piwnymi oczami. Irwin uparcie się we mnie wpatrywał jakby próbował wyczytać co się tak na prawde wczoraj stało. On jako jedyny wiedział troszke więcej niż pozostała dwójka i niech tak zostanie. Więcej się nie dowie, a pozostali nie zostaną wzbogaceni nawet o te nikłe informacje. Zjadłem chowając brudne naczynia do zmywarki i poszedłem do salonu. Po chwili dołączyli do mnie chłopcy siadając na wolnych miejscach. Nie odzywałem się tylko byłem zagłębiony w swoich myślach. Nagle wpadłem na pomysł. Już kiedyś to chciałem zrobić, ale teraz przynajmniej nie musze pytać rodziców o zgode. Z resztą i tak mam to teraz gdzieś.
- Ja już pójde. Widzimy się wkrótce. Na razie. - powiedziałem wstając z sofy. W przedpokoju ubrałem swoje czarne conversy i wyszedłem przed dom. Poczułem promienie słońca na mojej twarzy i delikatny wiaterek, który muska moją twarz i odkryte ramiona.
- Luke! - usłyszałem krzyk za sobą. Odwróciłem się, a obok mnie pojawił się Ash.
- Chodzi o twojego ojca, prawda? - spytał uważnie mi się przyglądając.
- Nie chce o tym rozmawiać. Powiem Ci jedno. Mam tego serdecznie dość. Od dzisiaj zaczynam dbać tylko o siebie i robić to co uważam za stosowne. Nie obchodzi mnie to co będą mówić inny. - powiedziałem i nie czekając na to co powie ruszyłem w wybranym już wcześniej przed siebie kierunku. Postanowiłem tylko jeszcze napisać do matki aby się nie martwiła:
"Jestem cały i nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. Wybacz, ale przez kilka dni nie wróce do domu. Mam pieniądze, po za tym będę chyba nocował u Ash'a więc ciuchy też mam bo kiedyś u niego coś zostawiłem."
Dostałem od razu raport dostarczenia więc zablokowałem telefon chowając go do kieszeni. Ciekawy byłem ile wykosztuje mnie ta sprawa, którą chce załatwić. Później jednak pomyślałem, że mam dużo zaoszczędzone więc można zaszaleć i ruszyłem pewniej przed siebie w kierunku centrum.
*******************************************
Siedze właśnie w ogrodzie u Niall'a. Wraz z blondynem oglądamy naszą ulubioną komedie na jego laptopie leżąc na brzuchu i jedząc popcorn oraz żelki. Co chwile wybuchaliśmy śmiechem. Po skończonym filmie postanowiłam sprawdzić Facebook. Od razu pojawiła mi się najnowsza aktywnośc Julki, a później Hazzy.
- Niall, patrz. - zwróciłam się do chłopaka pokazując na ekran monitora.
- No prosze. Myślą, że jak zaznaczą tylko samo 'w związku' to my się nie domyślimy, że są parą? - zaśmiał się Horan.
- Najwidoczniej. Harry Ci coś wspominał? - spytałam.
- Nie. Chociaż w niedziele jak się tylko wyspał po imprezie to znikł na całe popołunie i wczoraj też go nie było praktycznie cały dzień. A Julka?
- Dzwoniłam do niej w niedziele pod wieczór to powiedziała mi, że jest chora. Jednak nie kazała mi przychodzić bo to podobno tylko grypa.
- Chora mówisz? A może Harry jest u niej i pomaga jej się wyleczyć. - zaśmiał się blondyn, a ja razem z nim.
- Rozumiem, że już widzieliście nowinki. - usłyszałam za sobą głos Meg. Usiadłam po turecku, a ona zajęła miejsce obok mnie. Niall też się podniósł do pozycji siedzącej. Potwierdziliśmy, że już widzieliśmy zmiane statusu naszych przyjaciół. Megan również była przekonana, że oni w końcu się zeszli. Postanowiliśmy to sprawdzić najlepiej od razu. Wsiedliśmy do samochodu blondyna i pojechaliśmy do domu Julki. W końcu mamy prawo ją odwiedzić, a że robimy to niespodziewanie to tylko nasza chęć zrobienia jej niespodzianki. Ciekawa jestem czy się potwierdzi i Harry będzie również u niej. Pod domem blondynki byliśmy dość szybko. Podeszliśmy do domu pukając i modląc się aby otworzył nam, któryś z rodziców dziewczyny aby ta ewentualnie nie mogła uprzedzić w jakiś sposób Hazze lub jakoś nas obejść kłamstwem. Drzwi się otworzyły, a stanęła w nich mama dziewczyny. Przywitała nas z uśmiechem wpuszczając do środka. Poinformowała nas, że Julka jest u siebie w pokoju i potwierdziła, że na prawde jest chora. Ok. To się zgadzało, ale była opcja Harry'ego o czym mówił Niall, że znikł po obiedzie w niedziele i wczoraj na cały dzień. No i dzisiaj też go nie było w domu. Weszliśmy po schodach kierując się do pokoju przyjaciółki. Kiedy zbliżyliśmy się do jej drzwi usłyszałam rozmowe. Zatrzymałam pozostałą dwójkę, która szła za mną.
- Musimy im powiedzieć. Nie chce ich okłamywać. W końcu są naszymi przyjaciółmi i sami sie mogą czegoś domyśleć. - powiedziała Julka.
- Masz racje. Powiemy jak wyzdrowiejesz, a na razie chce się tobą nacieszyć. - usłyszałam lekką chrypke w głosie. Dobrze znałam ten głos. Harry. Spojrzałam na Horana i Megi. Uśmiechnęli się do mnie.
- Na 3 - wyszeptałam i zaczęłam liczyć. Po odliczeniu wpadliśmy do pokoju, a tam nasze gołąbki akurat się całowały. Odsunęli się od siebie jak poparzeni i spojrzeli zdziwionym wzrokiem na nas.
- No siemanko i od razu gratulacje. Tak się ciesze. - powiedziała Meg podchodząc jako pierwsza do naszych przyjaciół.
- Yyy, co wy tu robicie? - spytała Julka.
- Jak to co? Przyszliśmy Cię odwiedzić. Po za tym domyśliliśmy się, że jesteś parą. - powiedział Niall.
- Od zawsze wiedziałam jak się poznaliście, że będziecie parą. Po prostu do siebie pasujecie i nie ma innej opcji żeby mogło być inaczej. - uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam Loczka, a później blondynke. Podziękowali no i wtedy opowiedzieli jak to się stało. W sumie Harry opowiadał bo Julka ledwo mówiła. Okazało się, że ma angine i najlepiej jak będzie leżeć w łóżku. Dostałam sms-a od mamy, że razem z tatą musieli wyjechać na tydzień w sprawach służbowych. Poinformowała mnie, że wszystko mi napisała na kartce w kuchni. Odpisałam jej, że rozumiem i, że sobie poradze. Siedzieliśmy u Julki do samego wieczora. Niall pojechał wcześniej z Harry'm i Meg. Ja zostałam troszke dłużej u przyjaciółki bo chciałam z nią jeszcze porozmawiać. Około 21:00 postanowiłam się już zbierać zwłaszcza, że zaczynało robić się pomału ciemno. Pożegnałam się z nią, narzuciłam kaptur mojej siwej bluzy na głowe i ruszyłam przed siebie z powrotem do domu. Szłam chodnikiem obserwując swoje buty. Miałam ręce w kieszeniach, a kaptur ciągle znajdował się na mojej głowie. Gdy robiło się ciemno czułam się bezpieczniej mając go założonego na głowe. Nie wiem dlaczego, ale tak własnie było. Od Julki miałam troche drogi do pokonania, ale nie chciałam zawracać głowy mamie przyjaciółki aby mnie odwiozła skoro mogę się przejść zwłaszcza, że nie pada. Weszłam akurat na ulice gdzie znajdowały się same kamienice co chwile oddzielane ciemnymi zaułkami. Zapięłam bluze bo poczułam chłód. Nie wiem czy rzeczywiście się troche ochłodziło czy to jakiś symptom strachu, ale zdecydowanie poczułam na swoim ciele gęsią skórkę. Szłam dalej aż usłyszałam jakieś głosu. Podeszłam bliżej i ujżałam w jednym z zaułków chłopaka, który leżał na ziemi trzymając się za brzuch i zwijając się z bólu. Nad nim stała trójka osiedlowych łobuzów. Dwójka z nich się tylko śmiała i obserwowała jak trzeci ubliżał i kopał tego leżącego w brzuch.
_______________________________________________________________
Mamy 2 rozdział. No i co o nim sądzicie? Za jakiekolwiek błędy, których nie zauważyłam przepraszam.
Czekam na wasze komentarze. Pamiętajcie. Wam zajmie to tylko chwile, a mnie motywuje do działania więc nie bądźcie temu obojętni ;)
Odważna dziewczyna z tej Caitlin, nie uważacie? Okropne wydarzenie z przeszłości. Jak myślicie? Co ją spotkało złego? A Luke? Nieźle się upił co nie? Czymś takim i tak nie rozwiązał swojego problemu, prawda?
Przypominam o hashtagu abyście nie zapominali go używać pisząc tweety związane z tym opowiadaniem. #LongWayHomeFF ;)
Jeśli chcecie to możecie też czytać to opowiadanie w aplikacji Wattpad. Link do niego macie w zakładce u góry "Wattpad" ;)
Jeśli chcecie to możecie też czytać to opowiadanie w aplikacji Wattpad. Link do niego macie w zakładce u góry "Wattpad" ;)
Zajebisty rozdział, masz talent :) czekam na nn :) pierwszy raz czytam ff o Luke'u :) weny życzę <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://turn-your-face-zayn.blogspot.com/
nie mam pojęcia co się stało w przeszłłości ale jestem ciekawa, chyba coś bardzo złego
OdpowiedzUsuńwspółczuje Luke ze ma takiego ojca, opił się i tylko z tego miał wielki ból głowy :D
końcówka taka niewiadoma, czekam na kolejny xx
dziękuje :*
@wyimaginoowanaa
rozdział mega...czekam na NN <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Współczuje Luke / @lovmybrooksx_x
OdpowiedzUsuń