Męczy mnie widok nieprzytomnego przyjaciela i ledwo żyjącej, ze zmęczenia psychicznego i fizycznego, mojej przyjaciółki. Nie odstępuje go na krok. Siedzi przy nim całymi dniami. Chcieliśmy aby wróciła do domu, przespała się, najadła, ale ona jest uparta. Nawet namowa lekarzy nic nie dała. Wychodzi z sali tylko gdy musi iść za potrzebą do łazienki, gdy są obchody lekarzy po oddziale lub gdy mama Luke'a go odwiedza. W innych przypadkach, siedzi przy nim na krześle, trzyma za rękę i bez przerwy mu się przygląda. Usypia na jakąś godzinkę, oparta o krzesło lub z głową położoną na jego łóżku. A on? Leży nieprzytomny. Jego stan się powoli normuje, ale nie wiadomo kiedy się przebudzi. Lekarze sami nie są do końca pewni co będzie dalej. Zrobili wszystko co mogli, teraz musimy czekać.
- Hej, ona nadal przy nim siedzi? - usłyszałem głos mojego przyjaciela. Spojrzałem na niego, odrywając wzrok od obrazu, który obserwowałem jeszcze przed chwilą, przez szybę, która znajdowała się w ścianie oddzielającej salę od korytarza.
- Hej. Tak i nic jej stamtąd, a tym bardziej nikt nie wyciągnie. Próbowałem z nią rozmawiać, przekonać, że gdy ona wróci do domu, my w tym czasie będziemy przy nim. Niestety, na marne. - odpowiedziałem i upiłem łyka kawy, który dostałem od Michaela.
- Wczoraj ja próbowałem i też bez skutku. Jest uparta jak nie wiem, tak samo jak Luke. Widać, że go kocha... Z resztą on ją też. - powiedział chłopak patrząc na dziewczynę, wpatrzoną w leżącego chłopaka, za szybą.
- Zgadza się, są dla siebie stworzeni. Nie rozumiem czemu akurat ich to spotyka. Nic nie idzie jak należy. Ciągle mają pod górkę. - odpowiedziałem i odszedłem od szyby, siadając na krześle naprzeciwko sali. Przyjaciel usiadł obok mnie. - Gdzie Calum? - zapytałem po chwili.
- Pojechał po Megan i mają niedługo przyjechać. Może dziewczyna spróbuje namówić swoją przyjaciółkę. W końcu znają się dłużej i może jakoś jej przemówi do głowy.
- Oby, bo nie mogę patrzeć jak ta dziewczyna się męczy. - powiedziałem głęboko wzdychając.
**************************************************
Kolejny dzień, który siedziałam przy nim z nadzieję, że może właśnie dzisiaj się obudzi. Otworzy swoje powieki i spojrzy na mnie, swoimi głębokimi jak morze tęczówkami. Trzymałam go za rękę, co chwile głaszcząc ją kciukiem. Drzwi do sali się otworzyły, odwróciłam wzrok zauważając moją przyjaciółkę. Zamknęła drzwi i podeszła do mnie bliżej.
- Hej. Jak się czujesz? - zapytała spokojnym głosem, stając przy mnie i kładąc swoją rękę na moim ramieniu.
- Jest dobrze. - odpowiedziałam, wracając wzrokiem na twarz mojego chłopaka. - Tak bardzo bym chciała żeby się obudził. - dodałam po chwili.
- My też. Martwimy się tak samo jak ty. - powiedziała. Ukucnęłam przede mną, żeby na mnie spojrzeć. - Caitlin... Nie upieraj się i pojedź do domu. Musisz odpocząć, wyglądasz jak wrak człowieka. Prześpisz się kilka godzin, zjesz, przebierzesz i wrócisz. My w tym czasie będziemy przy nim. - powiedziała, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Nie mogę go zostawić. A jak się obudzi gdy mnie nie będzie? Pomyśli, że go zostawiłam. Nie mogę na to pozwolić. - powiedziałam, ponownie spoglądając na swojego chłopaka. Jego widok, ranił moje serce.
- Caitlin, nie możesz niszczy sobie zdrowia. Jeśli się obudzi od razu po Ciebie przyjedziemy i zawieziemy do szpitala. I uwierz mi, na pewno nie pomyśli, że go zostawiłaś. Zrozumie, że też musiałaś odpocząć. Proszę, nie daj się dłużej prosić. Zaczynamy się wszyscy o Ciebie martwić. Nie chcemy aby się stało tak, że Luke z tego wyjdzie, a ty w tym czasie wylądujesz na jego miejscu z powodu wycieńczenia organizmu. - mówiła Megan, nie przestając mnie przekonywać. Wiem, że miała rację. Bałam się go zostawić, ale z drugiej strony i tak spał więc nie wiedział czy ktoś jest obok czy nie. Dwie godzinki snu mi się przydadzą i wrócę do niego. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i powoli wstałam z krzesła. Nachyliłam się nad nim i ucałowałam go w policzek.
- Niedługo wrócę, skarbie. Kocham Cię. - wyszeptałam będąc jeszcze nad nim nachylona. Wyprostowałam się i spojrzałam na przyjaciółkę. Nie pewnie się do mnie uśmiechnęła. Poszłam przodem, a ona za mną. Kiedy wyszłam na korytarz, chłopcy od razu spojrzeli na mnie.
- Który mnie zawiezie do domu? Prześpię się dwie godziny i wracam. - zakomunikowałam od razu. Na ich twarzach pojawił się promienny uśmiech.
- Ja Cię zawiozę, a reszta zostanie przy Luke'u. - odezwał się Ashton. Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam za blondynem do wyjścia. Na dworze było ciepło. Już nie pamiętam kiedy byłam na powietrzu. Przymknęłam na chwile oczy, stając i wdychałam głęboko świeże powietrze do płuc. Po chwili jednak wróciłam do rzeczywistości i podeszłam do czarnego jeep'a, przy którym stał już Ashton. Chłopak usiadł, na miejscu kierowcy, a ja tuż obok niego, na miejscu pasażera. Podróż do mojego domu minęła w ciszy. Ja nie miałam ochoty na rozmowę, a Ash przeciwnie. Jednak nie wiedział jak ma zacząć. Kątem oka widziałam, jak kilka razy próbował rozpocząć rozmowę, jednak mu się nie udało. Pod domem zatrzymał się kilkanaście minut później. Wysiadłam razem z nim z samochodu i podeszliśmy pod dom. Otworzyłam drzwi kluczem, który od momentu tamtego wieczoru kiedy przyszedł do mnie zakrwawiony Luke, leżał w kieszeni spodni. Weszłam do środka razem z Ashem.
- Jeśli chcesz mogę zostać jakbyś czegoś potrzebowała. - odezwał się po chwili chłopak, czym zwrócił moją uwagę na siebie, gdy wchodziłam po schodach na piętro. Odwróciłam w jego kierunku głowę.
- Jakbyś mógł, uszykuj mi coś do jedzenia. Ja pójdę się tylko wykąpać. - powiedziałam patrząc na chłopaka.
- Okej, już się robi. - zasalutował czym wywołał na mojej twarzy szczery uśmiech, który od tygodnia nie gościł na mojej twarzy. Chłopak widząc moją reakcję, również się uśmiechnął, po chwili znikając za drzwiami kuchni. Ruszyłam dalej przed siebie, na piętrze od razu wchodząc do pokoju. Chwyciłam leginsy, zwykły T-shirt i weszłam do łazienki. Pozbyłam się dotychczasowych ciuchów, weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę. Woda zaczęła spływać po moim ciele, jednocześnie mnie odprężając. Przymknęłam oczy, przemywając całe swoje ciało. Cały pobyt w łazience zajął mi z dobre pół godziny. Następnie, już przebrana i odświeżona zeszłam na dół. Schodząc po schodach, włosy spięłam w kucyka. Weszłam do kuchni i zauważyłam gotowe jedzenie na stole. Ash siedział po drugiej stronie stołu i zajadał się już swoją porcją. Przygotował ryż z warzywami, wyglądało bardzo smacznie. Usiadłam na miejscu, które mi uszykował i zaczęłam jeść. Dopiero po pierwszym gryzie zrozumiałam jak bardzo byłam głodna. Nie mogłam nawet sobie przypomnieć kiedy ostatnio jadłam coś porządnego, a tym bardziej ciepłego.
- Mmm, to jest przepyszne. Dziękuje. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Cieszę się, że Ci smakuje. - odpowiedział, posyłając mi przyjazny uśmiech. Resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Po nim, schowałam brudne naczynia do zmywarki i wtedy poczułam jak moje ciało pragnie odpocząć. Ciepłe jedzenie zaczęło mnie ogrzewać od środka.
- Ja idę się położyć spać. A ty jak chcesz możesz zostać, czuj się jak u siebie. I prośba. Obudź mnie tak za trzy godzinki. - powiedziałam, ucałowałam chłopaka w policzek i ruszyłam z powrotem na górę. Weszłam do pokoju, zasłoniłam okno roletami i położyłam się w łóżku, przykrywając ciepłą kołdrą. Tego mi właśnie trzeba było. Momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się i czułam się wyspana. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. W pokoju panował półmrok spowodowany przez rolety, które zasłaniały okna. Wstałam z łóżka, chwyciłam czyste ciuchy i udałam się do łazienki. Pobyt w łazience zajął mi jakoś półgodziny. Miałam na sobie krótkie, dżinsowe spodenki, białą bokserkę, a na nogi założyłam białe trampki do kostki. Włosy spięłam w luźnego warkocza i ułożyłam go na lewe ramię. Zabrałam telefon i zeszłam na dół. W kuchni spotkałam Asha.
- Hej, jak się spało? - zapytał chłopak.
- Hej. Dobrze, a ile spałam? - zapytałam, nalewając sobie soku pomarańczowego do szklanki, a następnie oparłam się o blat.
- Jak poszłaś spać wczoraj około 12:00, tak wstałaś właśnie teraz.
- Co? Miałeś mnie obudzić po trzech godzinach. - powiedziałam z wyrzutem.
- Uspokój się. Potrzebny był ci ten sen. Reszta się zmienia i zawsze ktoś jest przy Luke'u, spokojnie. Zaraz Cię tam zabiorę tylko zjedz śniadanie. - zarządził blondyn. Nie mogłam się sprzeciwić, chłopak był dość uparty.
Wchodząc do szpitala, od razu pokierowałam się w kierunku sali, w której leżał mój chłopak. Już z daleka zauważyłam swoich przyjaciół stojących przed salą. Podeszłam do nich.
- I co z nim? Coś się zmieniło? - zapytałam patrząc przez szybę. Był właśnie u niego lekarz. Ash doszedł troszkę później po mnie.
- Na razie nic się nie zmieniło. Jego stan jest stabilny, to najważniejsze. Teraz musimy czekać. - powiedział Michael. Nie odrywałam wzroku od blondyna, który nadal leżał nie przytomny na łóżku. Lekarz akurat coś zapisywał w jego karcie pacjenta, a pielęgniarka poprawiała kroplówkę. Po chwili wyszli z sali i wtedy można było wejść. Spojrzałam na przyjaciół i bez słowa weszłam do sali chłopaka.
****************************************
Awantura. Tego jeszcze brakowało w zaistniałej sytuacji.
- Gdzie ten gówniarz?! Ukrywa się przed ojcem?! - krzyknął pan Hemmings, który właśnie wrócił z pracy. Przeszukał już cały dom, ale nie znalazł swojego syna, co jeszcze bardziej go wkurzyło.
- Wyjaśnisz gdzie masz swojego synalka?! - krzyknął na swoją żonę, wchodząc do kuchni, w której się znajdowała.
- Nie krzycz. Zjedz ze spokojem obiad i wtedy porozmawiamy. Jesteś za bardzo nerwowy. - mówiła spokojnie kobieta.
- Nie mów mi co mam robić! Ma się pojawić za dwie minut tutaj w kuchni, bo inaczej nie ma po co tutaj wracać. - powiedział i uderzył pięścią w stół, na co kobieta podskoczyła ze strachu.
- Mark, uspokój się. - powiedziała z trzęsącym się głosem.
- Czy ty się słyszysz? Pierdolony gówniarz bawi się ze mną w pieprzoną zabawę chowanego czy co? Myśli, że ze mną wygra? Jeśli tak to jest w błędzie, słyszysz?! - krzyczał bez przerwy. Szarpnął kobietą i popchnął ja na blat. Kobieta poczuła silny ból w kręgosłupie, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Znała swojego męża i wiedziała, że w końcu mu przejdzie. Tym razem też postanowiła się nie odzywać. Stała w miejscu i się nie ruszała. Jej mąż troszkę się uspokoił i usiadł przy stole, rozkazując aby podała mu obiad. Pani Hemmings zrobiła pospiesznie to co kazał jej mąż. Nie mogła, a raczej nie potrafiła się mu sprzeciwić. Wolała go nie denerwować. Nie chciała zyskać kolejnych siniaków na swoim ciele. Nie powiedziała też mężowi, że Luke jest w szpitalu. Wiedziała, że by nie uwierzył lub pojechał do szpitala i narobił wielkiego szumu na oddziale.
*********************************************
Odwróciłam się do tyłu, słysząc jak ktoś wchodzi do sali. Zauważyłam mamę chłopaka. Podniosłam się ze swojego miejsca kiedy podeszła bliżej. Przywitałam się z nią i wyszłam z sali, zostawiając ją samą ze swoim synem. Usiadłam na krześle, obok Ashton'a, który siedział chyba najdłużej z reszty naszych przyjaciół.
- Przynieść Ci kawę? - zapytał Michael, stojąc na przeciwko nas.
- Możesz przynieść. - powiedziałam uśmiechając się do niego. Odwzajemnił gest i poszedł do szpitalnej kawiarenki.
- Jak się czujesz? - usłyszałam pytanie Ashtona.
- Dobrze. - powiedziałam patrząc na chłopaka.
- Nie oszukasz mnie, przecież widzę. - odpowiedział patrząc na mnie uważnie.
- No dobra, jestem wykończona, ale psychicznie. Boję się o Luke'a. Co jeśli on się nie wybudzi? Lub się coś stanie? Ja tego nie przeżyje. Nie dam rady bez niego... - powiedziałam i się rozpłakałam. Nie mogłam powstrzymać łez mimo, iż myślałam, że już wszystkie wypłakałam. - Czemu mnie... Czemu nas to spotyka. Dlaczego nie mogę się cieszyć z życia? Wszystko się wali. Jak jest jeden dzień dobrze to już cud jeśli chodzi o moje życie. - dodałam po chwile przez łzy. Ashton mnie przytulił do siebie, a ja się w niego wtuliłam. Był dobrym przyjacielem. Potrzebowałam tego, a on był przy mnie. Wspierał. Byłam mu za to wdzięczna. Uspokoiłam się, wytarłam łzy z policzków i wzięłam kawę od Michael, który zdążył wrócić. Uśmiechnęłam się do niego blado w geście podziękowania i upiłam łyka ciepłej cieczy. Zapanowała cisza po między nami, była troszkę nie zręczna.
Około 14:00 Michael musiał jechać coś załatwić więc zostałam z Ashtonem. Kilka minut później pojawił się Niall, Calum i Megan. Przywitałam się z nimi gdy podeszli do nas. Mama Luke'a nadal siedziała przy nim, ale nie dziwiłam się. Martwiła się o niego tak samo jak my. Na pewno tak mocno jak ja. W końcu obie go kochałyśmy. Ona jak przystało na matkę, była to matczyna miłość. Ja.. Ja byłam w końcu jego dziewczyną. Cierpiałam w środku, bardzo mocno. Nie chciałam tego pokazywać przed moimi przyjaciółmi. W moich myślał zaczęły ukazywać się najgorsze scenariusze. Starałam się o nich nie myślę, wyganiać je z głowy, ale co jakiś czas wracały. Nie mogłam wyobrazić sobie życia bez Luke'a. Znaliśmy się ponad miesiąc, byliśmy ze sobą niecały miesiąc, a ja byłam w nim bezgranicznie zakochana. Był moją drugą połową. Bez niego, ja nie mogłam normalnie funkcjonować. Był moim powietrzem, którym oddychałam. Musiałam siedzieć przy nim bo inaczej dusiłam się. Był wszystkim czego potrzebowałam w życiu. Nic więcej nie oczekiwałam od losu. Chciałam jedynie aby się obudził i wrócił do mnie.
- Megan. - wyrwał mnie z rozmyślań głos Caluma. Zauważyłam jak moja przyjaciółka biegnie do łazienki.
- Pójdę do niej. - powiedziałam, udając się za przyjaciółką. Znalazłam ją w jednej z kabin, pochyloną nad sedesem. Chwyciłam jej wszystkie włosy, trzymając z tyłu aby ich nie ubrudziła i delikatnie gładziłam ją po plecach. Kiedy skończyła wymiotować, podniosła się powoli i podeszłam do umywalki. Przemyła twarz i oparła się rękami o nią. Podałam jej chusteczkę, którą wytarła mokrą twarz.
- Megan? Co się dzieje? - zapytałam. Zmartwiła mnie.
- Nie wiem. Dzisiaj wstałam rano i pierwsze co zrobiłam to musiałam pobiec do łazienki aby potem zwymiotować.
- Może zatrułaś się czymś? Wróć do domu, połóż się i odpocznij. Weź jakieś leki na żołądek. - poradziłam patrząc na nią.
- Masz rację. Wybacz, chciałam być przy tobie. - powiedziała prostując się i patrząc na mnie.
- Spokojnie, rozumiem. Zdrowie najważniejsze, po za tym nie jestem sama. Są ze mną chłopcy. - uśmiechnęłam się do niej lekko. Odwzajemniła gest i mnie przytuliła. Wyszłyśmy z łazienki na korytarz i podeszłyśmy do chłopaków.
- Calum, zawieź Megan do domu. - zwróciłam się do chłopaka. Zdziwił się.
- Czemu? Co się dzieje? - zapytał patrząc na dziewczynę.
- Nic takiego tylko muszę się położyć. - odezwała się dziewczyna. Bez zbędnych komentarzy, pożegnaliśmy się z nami i ruszyli korytarzem do wyjścia. Ja w tym czasie podeszłam do szyby, aby spojrzeć na mojego chłopaka i wtedy to się stało. Ciało chłopaka zaczęło drgać. Jego mama się podniosła wystraszona i wyszła na korytarz.
- Zawołajcie lekarza. - powiedziała zapłakana i wróciła do syna.
- Co się dzieje? Luke? - powiedziałam wbiegając do sali.
********************************************
Słysząc zamieszanie Megan z Calum wrócili się pod salę, w której leżał ich przyjaciel. Nie mogli uwierzyć w to co widzą. Caitlin szlochała nad ciałem chłopaka, które dostało padaczki.
- Proszę stąd wyjść. - powiedział stanowczo lekarz, podchodząc do chłopaka.
- Luke... ja muszę przy nim być. - panikowała Caitlin.
- Caitlin, chodź. - powiedział spokojnie Niall i obejmując ją w talii, wyprowadził ją na korytarz. Dziewczyna płakała, szarpała się, wpadła w panikę. Nie mogła się uspokoić.
- On nie może odejść... Błagam, on niczemu nie zawinił... - płakała szarpiąc się nadal w objęciach blondyna. Reszta przyjaciół patrzała na nią ze współczującym wzrokiem. Doskonale widzieli jak go kocha. Jego mama stała z boku, płakała cicho i również było jej żal Caitlin. Wiedziała, że dziewczyna jest na prawdę wyjątkowa. Nie dziwiła się czemu jej syn, wybrał właśnie ją. Modliła się aby przeżył. Chciała aby ta dwójka była dalej ze sobą. Caitlin w końcu się jakoś uspokoiła i wtuliła w swojego przyjaciela.
- Ciii, będzie dobrze... Luke wyjdzie z tego. - mówił spokojnie Niall, przytulając do siebie dziewczynę. Było mu jej strasznie żal. Nikt się nie odzywał. Po kilkunastu minutach, Caitlin podeszła do szyby aby spojrzeć co dzieje się w sali. Na widok za szybą, ponownie się rozpłakała. Lekarz ratował jej chłopaka defiblyratorem gdyż praca serca chłopaka ustała. Łzy jak groch zaczęły spływać po jej policzkach.
- Nie, to się nie dzieje na prawdę. - szlochała dziewczyna. Nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Oparła się o ścianę, osuwając o niej i podkuliła nogi. Schowała twarz w ręce, nie przestając płakać. To był koszmar. Nie mogła się uspokoić. Jej pragnienie aby Luke przeżył, było jedyny marzeniem jakie miała w tamtym momencie. Nic więcej nie potrzebowała. Jednak lekarze nadal nie wychodzili z jego sali. Co raz bardziej, traciła nadzieję....
____________________________________________________________
Smutny ten rozdział. Co o nim sądzicie? Nic nie powiem czego możecie się spodziewać w kolejnym rozdziale. Musicie cierpliwie czekać....
Jeśli macie twittery i chcecie wyrazić ogólną opinię na temat tego opowiadania. Chociaż jednym wyrazem to jeśli byście mogli to w tweetach zawrzyjcie hasthag #LongWayHomeFF. Będę wdzięczna za jakikolwiek tweet z waszej strony ;)
Dziękuje również za wszystkie komentarze do tej pory, jesteście kochani ;) Miłego weekendu i do usłyszenia we wtorek ;) xx
Nie wiem co mam napisać, więc napiszę tylko, że idę skoczyć z klifu za moim domem. Zniszczyłaś moje serce.
OdpowiedzUsuńjeju jaki smutny rozdział:(( mam nadzieje,że będzie dobrze z Lukiem. /@xiickey
OdpowiedzUsuńJa...Ja nie wiem co powiedzieć, zaskoczyłaś mnie :O
OdpowiedzUsuńJeżeli Luke umrze, ja się potnę, przysięgam Xd
Nie możesz do uśmiercić, błagam Cię :'(
Ogółem rozdział jest piękny, ale tak bardzo martwię się o dalszy ciąg.
Mam nadzieję, że będzie dobrze :)
Pozdrawiam i dużo weny życzę :*